Ferie mi się niestety skończyły, więc nie miałam zbytnio czasu, by tutaj zaglądać. W najbliższy weekend chyba się tutaj w ogóle nie pojawię ze względu na to, że mam wtedy studniówkę.
Ostatnio zainteresowałam się bibułkami matującymi. Myślałam na co to komu i czy faktycznie taka jedna bibułka może zdziałać cokolwiek na twarzy. Moja sceptyczność skończyła się wraz z chwilą, kiedy po raz pierwszy użyłam tego produktu. Ale o tym za chwilę. :)
Bibułek matujących używamy jak sama nazwa wskazuje - do zmatowienia twarzy. Mają ona za zadanie zniwelować problem błyszczenia się skóry, usunąć nadmiar sebum i nadać twarzy świeży wygląd.
Każda dziewczyna powinna mieć je w swojej kosmetyczce nie zamiast, ale wraz z pudrem. Najlepszy efekt uzyskamy, gdy bibułkę przyłożymy i dociśniemy w miejscach najbardziej błyszczących się, odczekamy chwilkę i od razu zauważymy, że bibułka sebum wchłonęła, a skóra została zmatowiona. Później wystarczy tylko lekko przypudrować twarz i gotowe! :) Taki zabieg gwarantuje, że unikniemy zbyt dużej ilości pudru na twarzy, ponadto mamy pewność, że sebum nie ma w nadmiarze w skórze, tylko wyciągnęła je bibułka.
Ja pokusiłam się na bibułki z Oriflame Optimals oxygen boost.
Opakowanie zawiera 50 bibułek w kolorze zielonym. Trzeba uważać, by nie dawać ich na spód kosmetyczki, czy torebki ze względu na papierowe opakowaniem które może szybko ulec zniszczeniu.
Jeśli chodzi o użytkowanie, to jestem zadowolona. Bibułki łatwo wydobyć z opakowania, świetnie wchłaniają sebum i dobrze matowią skórę, pozostawiając efekt mało widocznego brokatu, który znika po lekkim przypudrowaniu. Jestem z nich bardzo zadowolona, nie mam do nich absolutnie żadnych zastrzeżeń. :)
Bibułki są dostępne praktycznie w każdej drogerii, są tanie i rzadko przekraczają 15 zł. ::)Cena:9,99.
Wpadajcie na ig! Tam na bieżąco nowości kosmetyczne :)
instagram.com/d.czekaj
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz